Aktywnie,  Nad jeziorem,  Nad morzem,  W mieście,  Wszystkie atrakcje

Do Chorwacji z dzieckiem – jak jechać i się nie zajechać?

Planujecie jechać do Chorwacji z dzieckiem? Kusi Was gwarancja pogody, ciepłe morze, śródziemnomorski klimat… tylko ta podróż? I to jeszcze z dzieckiem?! Albo kilkorgiem dzieci??!! 😉

Długo obwąchiwaliśmy ten temat. W czasach „przed dzieckiem” wskakiwaliśmy w samolot i radziliśmy sobie z niewygodami takimi jak późna pora lotu, cierpliwe czekanie na komunikację miejską, czy taszczenie plecaków przez pół miasteczka w 40 stopniach. W czasach „z dzieckiem” ma być – nazwijmy to dyplomatycznie – optymalnie.

Plan, żeby jechać do Chorwacji z dzieckiem jest kuszący dla wielu Polek i Polaków, ponieważ to najbliższy skrawek południowej Europy z dostępem do ciepłego Adriatyku.

Jak to zrobić, żeby dojechać, ale się nie zajechać?

Słyszeliśmy o różnych koncepcjach na poradzenie sobie z tą trasą. U nas zdecydowanie odpadają nocne podróże – oboje tego nie lubimy. Nie braliśmy także pod uwagę zrobienia tej trasy „na raz”. Szczegóły były do dopracowania, ale od razu wiedzieliśmy, że wyjedziemy o standardowej porze (u nas to po śniadaniu i zebraniu reszty gratów, czyli około 10-11) i że zatrzymamy się na 2-3 noce po drodze.

Koncepcji było multum, ale oszczędzimy Wam przebrnięcie przez nasz proces decyzyjny 😉 Jeśli sprawdzimy pozostałe, na pewno je opiszemy.

Usiedliśmy do poważnych matematycznych obliczeń i po rozważeniu wielu zmiennych, zapadła decyzja – jedziemy nad Balaton na 2 noce, a następnie do Chorwacji do miejscowości Nin. Droga powrotna była niewiadomą… aż do samego powrotu 😉

Dzień 1. – Bytom – Keszthely (Węgry, Balaton) – ok. 6 godz.

Wyjechaliśmy po późnym śniadaniu. Nasze podróże są nastawione na dotarcie do celu bez niepotrzebnego przedłużania na postoje. Zazwyczaj zatrzymujemy się na obiad, ale tym razem obiad przewidywaliśmy na miejscu, więc przygotowaliśmy przekąski do auta. Jechaliśmy sprawnie przez Słowację i Węgry, zatrzymując się tylko na niezbędne postoje. Winiety do wszystkich krajów mieliśmy kupione wcześniej online.

Dojechaliśmy późnym popołudniem, szybko się zameldowaliśmy i ruszyliśmy na spacer. Z naszego noclegu, do najbliższej plaży, mieliśmy 600 m. 10 minut spacerem było do zrobienia. Po dotarciu, okazało się, że w godzinach popołudniowych nie trzeba kupować już biletu, więc weszliśmy na teren Libas Strand. „Teren”, bo plaże nad Balatonem to cała infrastruktura. Punkty gastronomiczne, plac zabaw, ogromny zielony i zadrzewiony teren, piaszczysta plaża pilnowana przez ratowników, rowerki wodne, wodny plac zabaw, boiska. I przyznaję, że jakość oraz świetne utrzymanie robią bardzo duże wrażenie. Wszystko jest czyste, schludne, zadbane. Do tej pory byliśmy w dwóch takich miejscach nad Balatonem i oba były podobne. Najbardziej lubię je za te zielone strefy. Można rozłożyć się na trawie pod drzewem i całodniowe wylegiwanie się nad wodą przestaje być takie męczące nawet przy bardzo wysokich temperaturach.

Zrobiliśmy rozeznanie i poszliśmy na spacer w stronę głównego deptaku. Spacer wzdłuż wybrzeża, spokojne alejki, wieczór nad Balatonem i na koniec przejażdżka podświetlonym diabelskim młynem.

Dzień 2. – Keszthely

Plan na ten dzień był prosty – odpoczywamy nad wodą. Pogoda była idealna, więc wykorzystaliśmy dzień w 100%.

Dzień 3. – Keszthely – Nin (Chorwacja) – ok. 4 godz.

Śniadanie, szybkie pakowanie i wyruszyliśmy do Chorwacji. Podróż poszła nam bardzo sprawnie. Granicę przejechaliśmy właściwie z marszu. To był kolejny aspekt podzielenia tej trasy na dwa etapy. Chcieliśmy dotrzeć na granicę w godzinach dopołudniowych, licząc na to, że unikniemy stania w przygranicznym korku. Udało się. Szybki rzut oka na dowody i… jesteśmy w Chorwacji! Pamiętajcie, żeby sprawdzić ważność dowodów dzieci. Dla dzieci poniżej 5. roku życia, są one wydawane na 5 lat.

Piękne nadmorskie widoki uprzyjemniały końcówkę podróży.

Dzień 4 – 11 – Nin + wycieczki: Zadar, Trogir, Split

Dotarliśmy do zarezerwowanego apartamentu. To komfortowe przestronne mieszkanie, w którym wygodnie nam się przebywało przez tydzień naszego chorwackiego pobytu. Kompleks apartamentów miał dostęp do basenu, jednak nie korzystaliśmy z niego, ponieważ dla naszego 6-latka był za głęboki. Mieliśmy w pobliżu 2 markety, w których robiliśmy codzienne zakupy. Jedzenie na mieście było na tyle kosztowne, a my mieliśmy tak wygodne mieszkanie, że postanowiliśmy samodzielnie przygotowywać proste obiady. Na szczęście mamy na pokładzie fana makaronu i sosu słodko – kwaśnego, więc większość obiadów była szybka i satysfakcjonująca 😉

Apartament był słabo wyposażony – nie było mydła, płynu do naczyń, gąbki, papieru toaletowego, nie mówiąc o przyprawach. Wszystko musieliśmy kupić. Wiedzieliśmy o tym z opinii, więc nie byliśmy bardzo zaskoczeni. Z naszego noclegu szliśmy na plażę około 10 minut, co było bardzo w porządku odległością.

Osobiście brakowało mi przyjemnych traktów spacerowych. Poruszaliśmy się chodnikiem przy głównej drodze, a jeśli chcieliśmy wybrać się na spokojny spacer, musieliśmy pokonać drogę zbliżoną do tej na plażę i dopiero stamtąd szliśmy nadmorskim deptakiem do starej części miasta. Ścieżek i chodników brakowało mi także z powodów treningowych. Często na wyjazdach idę biegać, a tu nie miałam takiej możliwości, chyba, że dotarłabym na wcześniej wspomniany deptak. Bieganie zastąpiłam treningami na macie. Wieczorne temperatury były niezwykle przyjemne, więc ćwiczyłam na tarasie.

Z okolicznych atrakcji do dyspozycji mieliśmy salinę ze skromnym muzeum, w którym przedstawiono historię naturalnej produkcji soli, którą praktykuje się w Ninie do dzisiaj oraz solne baseny, w których można obserwować tę produkcję. Kilka razy byliśmy także w starej części miasta, ale to bardzo krótkie spacery i powtarzaliśmy je raczej z braku innych opcji.

Nin słynie także z leczniczego błota.

Niewątpliwym największym plusem naszej lokalizacji były piaszczyste plaże. Plaża, na którą chodziliśmy była zatoczką z bardzo płytką wodą. Dodatkowo tworzyło się tam płyciutkie rozlewisko z delikatnym piaskiem i jeszcze cieplejszą wodą, z którego korzystały przede wszystkim rodziny z najmłodszymi dziećmi. Zatem, jeśli jedziecie do Chorwacji z dzieckiem, na pewno warto rozważyć okolicę Ninu. Na plaży było kilkadziesiąt parasoli z leżakami, z których również kilkakrotnie korzystaliśmy. W związku z tym, że nie mieliśmy własnego parasola, była to duża ochrona przed słońcem.

Czy byśmy tam wrócili? Nie wydaje mi się. Plaża kusi, owszem, ale miasteczko nie ma w sobie już nic, co można by odkryć. Jest też na tyle małe, że spacery jego uliczkami nie są aż tak zachęcające, żeby jeszcze raz pojechać w tamtym kierunku.

W trakcie pobytu odbyliśmy także większe wycieczki – do Zadaru, Trogiru i Splitu. Warto było pojechać, żeby zaznać kolejnych odsłon chorwackiego klimatu. To większe miejscowości, po których z przyjemnością spacerowaliśmy. Najdalsza z tych miejscowości to Split. Jechaliśmy do niego tego samego dnia, co do Trogiru. Do Trogiru jechaliśmy 1,5 godziny, a do Splitu mieliśmy jeszcze 30 minut.

Dzień 10. – Nin – Jeziora Plitwickie (ok. 1,5 godz.) – Balaton (ok. 3,5 godz.)

Ostatniego dnia pobytu wymeldowaliśmy się około godziny 10, żeby dotrzeć na 12 nad Jeziora Plitwickie. Pamiętajcie, żeby kupić wcześniej bilet. My to zrobiliśmy na 2 dni przed planowaną wizytą i najwcześniejsza godzina, na którą mogliśmy kupić bilety to właśnie 12. Sporo czytaliśmy o opcjach do wyboru i Wam również polecamy zaznajomienie się z możliwościami oglądania jezior.

Wejścia są dwa. Z każdego prowadzi inny zestaw tras. Wybraliśmy wejście 1., które jest popularniejsze i, jeśli mielibyśmy wrócić, też byśmy tak zrobili. Wahaliśmy się nad trasą B i C. Trasa C jest dłuższa i może trwać nawet 6 godzin, ale uznaliśmy, że właśnie ją wybierzemy. Nasz 6-latek nie ma z nami łatwego życia i robi sporo kilometrów 😉 Wiedzieliśmy, że da radę. Warto wiedzieć, że kupuje się bilet na wejście, a nie na trasę, więc w trakcie wycieczki można zdecydować o skróceniu trasy albo też wybraniu dłuższego opcji. My zostaliśmy przy pierwotnym wyborze i byliśmy zadowoleni. Największe WOW i opcja minimum to trasa B. Jeśli mielibyśmy tam wrócić, nie mielibyśmy poczucia straty, wybierając opcję B. To zdecydowane najbardziej widowiskowa część Jezior Plitwickich, w której zobaczy się zarówno bajecznie turkusowe jeziora, jak i największy wodospad, a także skorzysta się z rejsu statkiem.

Spacer zajął nam około 5 godzin i przed 18 wyruszyliśmy w dalszą podróż. Zdecydowaliśmy, że dojedziemy aż nad Balaton, żeby tam się przespać, a rano skorzystać jeszcze z leniuchowania nad wodą.

Dzień 11. – Balaton – Lednice (Czechy) (ok. 3,5 godz.)

Noclegu nad Balatonem szukaliśmy dopiero w trasie. Wiedzieliśmy, że będziemy tam tylko na noc. Zależało nam jedynie nad umiejscowieniem blisko trasy oraz na śniadaniu, żeby nie zajmować sobie tym głowy. Hotel był… filmowy. Ale raczej jak z horroru 😉 Ale pokój był wygodny, a śniadanie wystarczające.

Zależało nam na jeszcze na odwiedzeniu jednego miejsca – jeziora jaskiniowego Tapolca. To jezioro z krystalicznie czystą wodą zlokalizowane w skałach pod ziemią. Można przepłynąć się po nim łódką, co bardzo polecamy. Początek to zwiedzanie, które na szczęście nie jest obligatoryjne. Pani przewodniczka poinformowała po angielsku, że zwiedzanie będzie w języku węgierskim, więc osoby niezainteresowane mogą przejść trasę we własnym tempie. Skorzystaliśmy z tej opcji i od razu udaliśmy się do łódek. Poczekaliśmy w kilkunastominutowej kolejce, by ostatecznie usiąść w metalowej łódce i wypłynąć w skaliste korytarze.

Sprawdźcie bilety przynajmniej 2 dni wcześniej. Przespaliśmy to i na dzień przed naszym pobytem nad Balatonem, okazało się, że bilety online są już wyprzedane. Podjęliśmy jednak próbę sprawdzenia biletów w kasie i okazało się, że jest jeszcze kilka wolnych miejsc po godzinie 12. Mieliśmy przed sobą 1,5 godziny czekania, ale byliśmy zdeterminowani, a wolny czas przeznaczyliśmy na kawę i pizzę.

Jezioro Jaskiniowe

Po pływaniu w jaskini, podjechaliśmy na dobrze nam już znany kemping, na którym skorzystaliśmy z wody i pięknej pogody. Tam też zjedliśmy obiad (jedliśmy tam za każdym razem podczas pobytu nad jeziorem, bo jedzenie było naprawdę pyszne) i wyruszyliśmy w stronę Czech. Czekały nas 3 godziny podróży. Nocleg tym razem także rezerwowaliśmy w trasie. Wymaganiem ponownie było śniadanie, żeby rano nie zaprzątać sobie tym głowy. W zmęczeniu nie zarejestrowaliśmy, że nie mamy łazienki w pokoju, ale okazało się to mało przeszkadzające, gdyż toaleta i łazienka były przypisane tylko do naszego i jeszcze jednego pokoju, w którym – jak się okazało – mieszka rodzina z Polski. W opiniach o noclegu przewijała się informacja o pysznej migdałówce, którą właściciel częstuje gości na powitanie. Nie to nas przekonało do noclegu 😉 Ale faktycznie migdałówka wjechała na stół podczas spisywania danych z dokumentów 😉

Dzień 12. – Lednice – Bytom (ok. 3 godz.)

Nocleg był podyktowany także tym, że J. chciał zwiedzać pałac w Lednicach. Dla każdego, coś dobrego podczas wyjazdu 😉 Ja nie jestem fanką, ale spacer po ogromnym zielonym terenie oraz odwiedziny w ciekawej oranżerii, były dla mnie przyjemnym akcentem. Po dosyć długim spacerze, dotarliśmy także do minaretu, w którym wspięliśmy na na szczyt, skąd mogliśmy obejrzeć imponująco rozległą przestrzeń kompleksu pałacowego.

A potem już tylko powrót do Bytomia.

Trasa

Jesteśmy bardzo zadowoleni z decyzji o podziale trasy na krótsze odcinki. Kilka godzin to dla nas bardzo optymalna droga, która nie jest wykańczająca, a pozwala przemieszczać się w interesujące zakamarki. Jeśli jedziecie do Chorwacji z dzieckiem, zastanówcie się nad tą opcją.

Biorąc pod uwagę wyjątkowe szczęście do pogody, idealnie złożyły nam się dłuższe postoje nad Balatonem. Jeśli pojedziemy na kolejną wyprawę do Chorwacji, na pewno będzie to jeden z mocniejszych punktów noclegowych. Od razu założyliśmy 2 noclegi nad Balatonem w drodze do Chorwacji, żeby nie mieć poczucia siedzenia na walizkach i to był dobry wybór. Wszystko jednak jest zależne od pogody, ponieważ sam Balaton jest w naszym odczuciu okropnie nudny, więc gdyby pogoda nam nie sprzyjała, pobyt tam na 2 noce byłby zbędny.

Wcześniej kupiliśmy winiety do krajów, przez które planowaliśmy jechać. Na tym etapie podjęliśmy także decyzję, że rezygnujemy z przedłużenia objazdówki przez Austrię i Słowenię. Ostatecznie, decydując się na zwiedzanie kompleksu pałacowego w Lednicach, dokupiliśmy także winietę do Czech.

Noclegi

Nad Balatonem – Keszthely

Admiral Family Resort – mieliśmy mały 3-osobowy pokój na poddaszu. Była łazienka i klimatyzacja. Korzystaliśmy ze śniadania w podstawowym wydaniu. Na terenie był plac zabaw i basen, jednak nie korzystaliśmy z tej infrastruktury. Nasza ogólna ocena: 3/5. Czy byśmy wrócili? Może, jeśli nie byłoby ciekawszych opcji.

Nad Balatonem – Vonyarcvashegy

Hotel Lido Retro Balaton – Hotel w starym stylu, kojarzył nam się z babcinym pokojem. Nieco przerażający po zmierzchu (a wtedy dotarliśmy). Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że byłby idealną scenerią dla jakiegoś pokręconego horroru 😉 Pokój był duży, ale w bardzo średnim standardzie. Śniadanie podstawowym wydaniu, dla nas wystarczające. Przechodząc korytarzem, widzieliśmy basen, stoły do ping – ponga oraz kilka urządzeń do ćwiczeń. Nasza ogólna ocena: 2/5. Czy byśmy wrócili? Może, jeśli nie byłoby ciekawszych opcji.

W Chorwacji – Nin

Apartament Village Nin – Apartament był dużym wygodnym mieszkaniem. Przestronny salon z kącikiem jadalnianym (z którego nie korzystaliśmy, bo jedliśmy na tarasie) oraz kuchnią, łazienką i dwiema sypialniami. No i taras, na którym jedliśmy wszystkie posiłki oraz na którym trenowałam wieczorami. Bardzo wygodnie się tam mieszkało, choć apartament jest wydmuszką – nie posiada absolutnie żadnych akcesoriów na start. Trzeba zaopatrzyć się we wszystko, łącznie z papierem toaletowym. Jest zmywarka, ale nie ma kapsułek. Jest ekspres, ale nie ma filtrów. Nie mówiąc już o kawie, herbacie, przyprawach, czy gąbce do naczyń. Wiedzieliśmy o tym z opinii, które przeczytaliśmy, ale i tak uważam, że minimalne zaopatrzenie powinno być dostępne. W kompleksie apartamentów był też mały plac zabaw (ani raz tam nie dotarliśmy) oraz basen, na który J. poszedł z młodym tylko raz, bo okazał się dla niego za głęboki. Spotkała nas też jednodniowa impreza z głośnikiem nad basenem, która bardzo nam przeszkadzała, bo niestety była pijacką imprezą właściciela i jego znajomych. Po prośbie o 22, żeby wyłączyli muzykę, zrobili to godzinę później. Następnego dnia muzyka pojawiła się jeszcze chwilę w ciągu dnia, a potem na szczęście był spokój. Nie wiemy, czy ktoś z innych lokatorów interweniował. My byliśmy bliscy ponownej reakcji, przede wszystkim ze względu na to, że basen był zlokalizowany za ścianą naszego apartamentu, więc słyszeliśmy absolutnie wszystko. Jedzenie obiadu na tarasie nie było przyjemne, a wieczorem musieliśmy się zamknąć, żeby choć trochę wygłuszyć imprezę. Nasza ogólna ocena: 3/5. Czy byśmy wrócili? Raczej nie, szukalibyśmy czegoś innego.

W Czechach – Lednice

Penzion Na RozcestíPokój z trzema łóżkami, szafa, szafki nocne. Niestety toaleta i łazienka na korytarzu. Do „naszej” toalety i łazienki mieli dostęp także lokatorzy sąsiedniego pokoju. Byliśmy tam na jedną noc, więc dogadaliśmy się „bez słów” 😉 Jakoś samo wyszło, że się dopasowaliśmy porami korzystania. Mieliśmy też dostęp do bardzo dobrze wyposażonej kuchni, ale skorzystałam z niej tylko… podczas treningu 😉 J. usypiał F. po podróży, a ja potrzebowałam trochę się rozruszać, więc rozłożyłam się z matą w kuchni. Śniadanie było w średnim standardzie, dla nas wystarczające. Nocleg słynie już z migdałówki, którą właściciel częstuje nowoprzybyłych gości. To miły swojski akcent. Z opinii i obserwacji gości podczas śniadania, widać, że to częsty postój na jedną noc w drodze do lub z Chorwacji. Nie dziwi więc skromne wyposażenie. Na jedną noc jest wystarczające. Czy byśmy wrócili? Raczej nie, szukalibyśmy czegoś z prywatną łazienką.

Wyżywienie

Wszystkie krótkie noclegi mieliśmy ze śniadaniami. Zawsze, jeśli mamy taką możliwość, najpierw szukamy właśnie takich. Oszczędza nam to przede wszystkim czas.

Nad Balatonem trzy razy jedliśmy w tym samym… punkcie gastronomicznym? Trudno określić to miejsce. To bar zlokalizowany w kempingu nad jeziorem, gdzie spędzaliśmy czas nad wodą. Pierwszy raz trafiliśmy tam przypadkiem. Po zameldowaniu, szukaliśmy miejsca, w którym moglibyśmy zjeść obiad, i idąc w kierunku znalezionej „restauracji”, okazało się, że musimy wejść na teren kempingu. Na szczęście okazało się, że pora, o której dotarliśmy, nie wymagała już kupienia biletu wstępu. Dzięki temu zjedliśmy obiad i przy okazji rozeznaliśmy się w terenie. Cena przystępna, burgery oraz zestaw piersi z kurczaka z frytkami, bardzo smaczne. Mieli tak pyszny lekko gazowany sok jabłkowy!

W Chorwacji po przyjeździe również udaliśmy się na poszukiwania obiadu. 17 okazała się godziną graniczną, gdyż nadal popularna jest tam pora sjesty między 14 a 17. Część miejsc dopiero się otwierała, część jeszcze była zamknięta. A że Nin to mała mieścinka, nie mieliśmy dużego wyboru. Uznaliśmy, że pizza będzie zadowalająca. Dzięki pierwszemu obiadowi, zorientowaliśmy się w cenach. Dwie średnie pizze, 2 cole i sok to wydatek około 150 zł. Dla nas to dużo. Postanowiliśmy gotować sami, co nie było bardzo obciążające, a i tak trafiało w przerwę po plażowaniu lub wycieczkach. Wrzucenie makaronu do garnka, sos, pesto, szybka sałatka. Ceny tych produktów i tak nie były niskie, ale zdecydowanie wyszło nas to taniej, niż gdybyśmy mieli codziennie jeść na mieście.

Podczas jednej z wycieczek zjedliśmy w restauracji. Znaleźliśmy fajną burgerownię w Splicie. Filtrowaliśmy miejsca z niższymi cenami, a i tak wyszło około 150 zł na małą pizzę, 2 burgery, frytki i napoje.

Do tego oczywiście dochodziły lody 😉 Porcja to około 7-8 zł.

Koszty

Noclegi nad Balatonem (3) – 803,21 + 427,94 = 1231,15

Noclegi w Chorwacji (7) – 3373,00

Nocleg w Czechach (1) – 398,00

Winiety (Słowacja, Węgry, Chorwacja, Czechy) – 66,13 (Słowacja) + 62,59 + 28,32 + 36,19 +27,15 + 100 (Chorwacja) + 62,44 (Czechy) = 382,82

Paliwo – 331,74 (Czechy) + 316,76 + 324,67 + 283,11 (Chorwacja) + 94,09 + 50,24 (Węgry) = 1400,61

Jedzenie – 1748,68

Wycieczki, bilety:

  • Plaża nad Balatonem – 50,49
  • Diabelski młyn nad Balatonem – 54,06
  • Salina w Ninie – 45,24
  • Kościół w Zadarze – 12,65
  • Wieża w Trogirze – 12,65
  • Jeziora Plitwickie – 386,15
  • Jezioro jaskiniowe Tapolca – 93,84
  • Oranżeria w Lednicach – 48,34
  • Minaret w Lednicach – 48,34

RAZEM: 8534,26

Do tego doszły wydatki jak np. lody, kawa czy pamiątki. To w przybliżeniu 10 tys. za 11 noclegów, pełne wyżywienie, winiety, paliwo, bilety wstępu do 9 miejsc i całą drobnicę wydawaną na bieżąco. Czy to dużo? Uważamy, że to uczciwa kwota dla 3 osób na 12 dni.

Chorwacja już dawno przestała być tanim krajem na wakacje. A we wrześniu 2022 roku będziemy już płacić u nich w euro, więc być może za rok będziemy mogli zrobić porównanie.

Podsumowanie

Na pewno wrócimy do Chorwacji! Mieliśmy obawy związane z tą wyprawą, ale przekonaliśmy się, że nasza organizacja, pozwala nam zaplanować (nawet bez planu 😉 albo dokładniej rzecz ujmując, z planem tworzonym na bieżąco) wszystko tak, żeby jazda samochodem nie zdominowała wrażeń z podróży, żebyśmy odpoczywali, dostosowując tempo codziennych aktywności do potrzeb najsłabszego osobnika (i to nie oznacza, że tym osobnikiem jest dziecko!) oraz, żebyśmy zobaczyli choć kilka ciekawych miejsc, dających poczucie satysfakcji każdej podróżującej osobie.

Co zmienimy? Nie będziemy już tak uparcie szukać noclegów z basenem. Myśleliśmy, że jadąc do Chorwacji z dzieckiem, będziemy z niego korzystać w godzinach popołudniowych (kiedy rano byliśmy nad morzem lub na odwrót), ale tak się w ogóle nie działo, a fokusowanie się na tym elemencie, wyeliminowało całą masę ciekawszych i tańszych miejsc. Rozważymy taką opcję, jeśli zdecydujemy się pojechać np. w dwie rodziny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *